Miliony martwych ryb, raków, żab i innych organizmów wodnych. Rzeka bez życia, które przez lata może do niej nie powrócić. Przyczyny katastrofy ekologicznej na Baryczy wciąż nie są znane, a mija już miesiąc odkąd zanieczyszczenie zostało stwierdzone. Czy sprawcy tej masakry zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, czy tak jak to bywa w naszym kraju – zanieczyszczenie zostanie zamiecione pod dywan?
Raj utracony
Dolina Baryczy to wyjątkowy na skalę Europy rezerwat przyrody, ale także jedna z najważniejszych ostoi ptaków wodno-błotnych na naszym kontynencie – zamieszkuje ją niemal 300 gatunków. Bogactwo roślinności, zwierząt i piękno całych ekosystemów doliny sprawiają, że to prawdziwy raj dla miłośników przyrody, fotografów, badaczy i turystów. A właściwie był nim do niedawna, gdyż 1 lipca zauważono zanieczyszczenia płynące Baryczą, które sprawiły, że dziś jest ona rzeką martwą. Wszędzie unoszą się śnięte ryby, dookoła czuć smród rozkładającej się materii organicznej. Utraciliśmy, być może bezpowrotnie, naszą przyrodniczą perełkę. Co gorsze, sytuacje jak ta na Baryczy powtarzają się i będą się powtarzać na rzekach w całej Polsce. Taki mamy system.
Co się stało Baryczy?
Barycz została skażona na odcinku od miejscowości Raczyce w województwie wielkopolskim do miejscowości Nowe Grodzisko w województwie dolnośląskim. Mieszkańców okolicznych wsi zaalarmował smród, ciemnobrązowy kolor wody i płynące rzeką martwe ryby. Hipotezy były dwie: zanieczyszczenia mogły dostać się do rzeki z pobliskiej ubojni w Odolanowie lub spłynąć z pól po ulewnych deszczach. Badanie pobranych próbek wody wykazało brak tlenu, wysokie stężenie azotu organicznego i amonowego, pałeczek bakterii okrężnicy E.coli i paciorkowców kałowych.
Prokuratura wszczęła śledztwo. Starostwo powiatowe zwołało zarządzanie kryzysowe i apelowało do mieszkańców o niekorzystanie z rzeki. Wędkarstwo i turystyka stanowią dużą część lokalnej gospodarki, więc katastrofa dotknęła nie tylko przyrodę, ale także lokalną społeczność. Instytucje państwowe opieszale rozpoczęły działania i do dziś nie znamy konkretnych ustaleń. Według WIOŚ zanieczyszczenia pochodzą ze spływów z terenów rolniczych – z podtopionego obornika, zalegającego siana i zgniłej roślinności. Instytucja potwierdza informacje o dużych zanieczyszczeniach w rejonie ubojni, lecz ocenia ich oddziaływanie jako “niewielkie”. Może dlatego, że inspektorzy WIOŚ pobrali próbki z kanału ubojni prawie po miesiącu od pierwszych sygnałów o przedostającym się stamtąd zanieczyszczeniu…
Kto tak naprawdę ponosi odpowiedzialność za katastrofę? Czy fakt, że ubojnia jest bogatym i wpływowym przedsiębiorstwem sprawia, że instytucje i organy ścigania niechętnie przyglądają się jej w kontekście zanieczyszczeń? Obecnie pozostaje nam czekać na ustalenia prokuratury. Mamy nadzieję, że śledztwo wykryje prawdziwą przyczynę zatrucia rzeki.
fot. Damian Żuber dla Koalicji Ratujmy Rzeki
Ratunkiem dla Baryczy okazało się błyskawiczne przekazanie kwoty ok. 400 tys zł przez Sejmik Województwa Dolnośląskiego. Dzięki temu spółka Stawy Milickie zakupiła dwie bardzo wydajne pompy natleniające. Przy tak dużych stratach w środowisku unikalny ekosystem Baryczy będzie odradzać się bardzo długo, jednak szybkie działania pomogły szybciej uruchomić procesy samooczyszczania się rzeki, które mogą odbywać się jedynie w warunkach tlenowych.
Strażnik Rzek WWF interweniuje
W sprawę Baryczy zaangażował się okoliczny aktywista i Strażnik Rzek WWF, który zaczął zbierać materiały w tej sprawie. Na lokalnej grupie na Facebooku znalazł film już z 15 czerwca, ukazujący kanał za ubojnią drobiu, który łączy się z Baryczą. Widać na nim krew i nieczystości pochodzące z zakładu, wpadające do rzeki. Zebrał także zdjęcia satelitarne, na których widać, jak kanał za ubojnią zmienia kolor. Dzięki jego działaniom i ciągłemu kontrolowaniu sytuacji na miejscu, udało się przekazać prokuraturze wszystkie niezbędne filmy i materiały, które mogą pomóc w ustaleniu sprawców katastrofy ekologicznej. Także dzięki naszemu drugiemu Strażnikowi, Bartkowi, mieliśmy dostęp do aktualnych zdjęć stanu wody w rzece. Historia ta pokazuje, jak niezwykle ważna jest obecność lokalnych działaczy terenowych, którzy doskonale znają teren i miejscowe uwarunkowania, walczą o dobro rzek i monitorują sprawy na miejscu. Dołącz do Strażników Rzek WWF i zaopiekuj się swoją rzeką: https://straznicy.wwf.pl/
Rzeki będą umierać, bo taki mamy system
Nie ma miesiąca, żebyśmy nie słyszeli o przypadku zanieczyszczenia rzeki w naszym kraju. Śledztwa toczące się w tych sprawach są umarzane, winni nie są pociągani do odpowiedzialności karnej, a instytucje, które powinny stać na straży naszych polskich wód zdają się traktować te sytuacje, jako nieodłączny element rzeczywistości i funkcjonowania gospodarki.
„W ciągu 30 lat zostały wydane ogromne fundusze na budowę oczyszczalni ścieków i systemów kanalizacyjnych, dlaczego zatem wciąż trujemy siebie i nasze cenne ekosystemy? Bez skutecznej służby kontrolującej i monitorującej wody, także w soboty i niedzielę, kiedy to najczęściej dochodzi do zrzutu nieczystości z oczyszczalni ścieków i zakładów przemysłowych, nie mamy szans na poprawę jakości naszych wód. Dla wielu osób w dalszym ciągu rzeki, są wyłącznie odbiornikiem ścieków i zanieczyszczeń. W ten sposób interes pojedynczych osób wynosi się ponad dobro wspólne, a koszty prowadzenia działalności przenoszone są na społeczności lokalne oraz świat przyrody.”- mówi Alicja Pawelec z Fundacji WWF Polska.
Dopóki sprawy te nie będą traktowane priorytetowo, sprawcy nie będą karani i nie zostaną podjęte odpowiednie kroki zapobiegawcze, nasze polskie rzeki będą umierać jedna po drugiej, a wraz z nimi nie tylko bezcenna przyroda, ale także nasza nadzieja na poradzenie sobie z kryzysem wodnym i klimatycznym.
fot. Damian Żuber dla Koalicji Ratujmy Rzeki